Podróż Miasta Maghrebu
Piękne położenie u stóp 400-metrowych wzgórz opadających ku błękitnej zatoce, olśniewająco białe fasady domów na nadmorskim bulwarze, jakby żywcem przeniesionych z Paryża czy Marsylii, sporo egzotyki i interesujących zabytków, wspaniałe widoki z górnych części miasta...A mimo tego, nigdy naprawdę nie polubiłem Algieru. Zbyt tłoczny, zbyt głośny, wiecznie zakorkowany, zaśmiecony i niezbyt miło pachnący. Białe elewacje domów przy bliższym kontakcie też stawały się jakby nieco szare i krzyczące o remont. Miało się nieodparte wrażenie, że ostatnie, generalne sprzątanie miało tu miejsce jeszcze za kolonialnych, francuskich czasów. Obrazu dopełniał jeszcze siermiężny, arabski socjalizm z permanentnymi brakami rynkowymi (skądinąd ten obrazek nie był nam wówczas obcy) i gigantyczną biurokracją. Ale mimo tych minusów Algier był miejscem fascynującym.
W starożytności nosił nazwę Icosium. Arabscy zdobywcy w VII wieku obrócili go w perzynę. Nowa historia miasta zaczęła się w X wieku, gdy Buluggin ibn Ziri, protoplasta berberyjskiej dynastii Ziridów założył miasto w miejscu, na którym istnieje ono do dziś. W roku 1148 władza Ziridów została obalona przez Rogera II, króla Sycylii, a kilkanaście lat później panowanie nad miastem przejęli marokańscy Almohadowie. W następnych wiekach Algierem władali sułtanowie Tlemcen, a miasto nie mialo dużego znaczenia, aż do czasu zakończenia chrześcijańskiej rekonkwisty w Hiszpanii. Wówczas to, wielu muzułmańskich uchodźców z Półwyspu Iberyjskiego osiedliło się między innymi w Algierze, a w wieku XVI, za panowania Sulejmana Wspaniałego, miasto weszło w skład Imperium Ottomańskiego. Algier stał się w tym okresie głównym portem i siedzibą muzułmańskich korsarzy. Miasto zostało otoczone murami i umocnieniami od strony morza, a w 1556 roku wzniesiono cytadelę.
W roku 1817 Algier został zaatakowany przez okręty brytyjskie, zaś w 1830 roku został zajęty przez armię francuską, stając się kolonią tego państwa. W latach 1954-1962 miasto odegrało ważną rolę w czasie wojny o niepodległość Algierii. W latach 90. XX wieku, po unieważnionych wyborach, w Algierze i całym kraju doszło do licznych aktów terroru ze strony fundamentalistycznych ugrupowań islamskich (FIS) i quasi wojny domowej, trwającej całą dekadę.
Mimo burzliwej przeszlości, w mieście jest wiele interesujących zabytków, takich jak Wielki Meczet (Jamaa-el-Kebir) z XI-XVII wieku z minaretem z XIV wieku, wzniesiona przez Turków cytadela (kazba), XVII-wieczny meczet Ketchaoua (Djamaa Ketchaoua), meczet El Jedid, przepięknie położony katolicki kościól Notre Dame d' Afrique czy też synagoga z 1865 roku. Odwiedzając Algier wielokrotnie w latach 1980-1994 miałem okazję obejrzeć większość z tych zabytków.
Położona około 70 km na zachód od Algieru Tipasa, była celem naszej wycieczki w 1994 roku, podczas pobytu na targach w stolicy Algierii. W pięknie położonym na brzegu morza mieście, którego rodowód sięga czasów fenickich (IV w p.n.e.) zachowały się efektowne ruiny z czasów rzymskich. Gdy przyjechaliśmy aby je obejrzeć, zastaliśmy bramę zamkniętą na kłódkę i stróża, który poinformował nas, że wszystko jest zamknięte. Po krótkich negocjacjach, wspartych 100-dinarowym banknotem sezam stanął jednak przed nami otworem i mogliśmy wejść i naoglądać się do woli. A warto było.
Choć w Oranie byłem kilkakrotnie nie miałem właściwie okazji poznania tego miasta. Z reguły przyjeżdżaliśmy tam po południu i spędzaliśmy jedynie noc przed wyjazdem do klienta do Sidi Bel Abbes. Prezentowane niżej zdjęcia to owoc spacerów po nadmorskim bulwarze lub ulicach centrum - na dokładniejsze zwiedzanie nie było po prostu czasu. A szkoda, bo miasto ma sporo interesujących obiektów, takich jak XVIII-wieczny zamek Qasr El Bey (zamek beja Mohameda El-Kebira), pochodząca z tego samego okresu cytadela na przedmieściu Mers El-Kebir, Wielki Meczet czy górujący nad nim, pięknie położony fort Santa Cruz. Niemało jest też pięknych budynków z okresu kolonialnego.
Założony na początku X wieku przez muzułmańskich kupców Oran przeszedł w 1509 roku pod władzę Hiszpanów, którzy rządzili nim przez prawie 200 lat. W roku 1708 miasto przejęło Imperium Ottomańskie, lecz wkrótce zostało ono odzyskane przez Hiszpanów, którzy władali nim przez kolejne 60 lat. W końcu XVIII wieku król Karol IV sprzedał Oran Turkom, lecz nie zagościli oni tu zbyt długo - w 1831 roku miasto dostalo się we władanie Francuzów. Dramatyczny incydent miał miejsce w porcie w Mers El-Kebir w lipcu 1940 roku, gdy okręty brytyjskie zatopiły, wierną rządowi marszałka Petaina, flotę francuską. W roku 1942 Oran został zdobyty przez Aliantów w czasie operacji "Torch". Przed uzyskaniem niepodległości przez Algierię w 1962 roku, Oran należał do miast o najwyższym odsetku europejskich mieszkańców w całej Afryce Północnej. Pod koniec wojny o niepodległość, zwłaszcza po masakrze Europejczyków w lipcu 1962 roku większość z nich wyjechała do Francji.
Warto pamiętać, że właśnie w Oranie rozgrywa się akcja "Dżumy" Alberta Camusa.
Do Sidi Bel Abbes przywiodły mnie sprawy zawodowe. Tu bowiem miała siedzibę jedna z firm algierskich. będąca odbiorcą naszych towarów. Miasto leży u podnóża Atlasu Tellskiego, około 80 km na południe od Oranu. Droga do niego wiedzie przez łagodne wzgórza porośnięte oliwkami i poprzecinane okresowymi rzekami - ouedami. Nazwa miasta pochodzi od imienia jednego ze świętych muzułmańskich. Samo Sidi Bel Abbes nie jest zbyt ciekawe. Nie ma tu praktycznie zabytków, gdyż stare mury miejskie zostały rozebrane w latach 30. ubiegłego wieku. Warto pamiętać, że w czasie, gdy Algieria była departamentem zamorskim Francji, Sidi Bel Abbes było siedzibą dowództwa Francuskiej Legii Cudzoziemskiej (w latach 1931-1961).
Półmilionowa Konstantyna (Constantine) jest uważana za stolicę wschodniej Algierii. Miasto leży na płaskowyżu w odległości około 80 km od wybrzeża Morza Śródziemnego. Jest przecięte głębokim wąwozem, nad którym przerzucono 4 mosty. Spośród nich, najbardziej widowiskowym jest wiszący most Sidi M'Cid, z którego otwierają się wspaniałe widoki na skaliste ściany głębokiego jaru i płynącą blisko 200 m niżej rzekę. Ciekawe widoki roztaczają się także z położonego nieco niżej mostu Elkantara.
Miasto zostało założone przez Fenicjan i przez długi czas znane było pod nazwą Cirta. Po przegranych przez Kartaginę wojnach punickich dostało się pod władzę Rzymian. Mocno zniszczone w roku 311 podczas wojny domowej pomiędzy Maksencjuszem i Domicjuszem Aleksandrem zostało odbudowane już w dwa lata później i nazwane Konstantyną (od imienia cesarza Konstantyna Wielkiego). W następnym stuleciu Konstantynę zdobyli Wandalowie, zaś w VII wieku podbili ją Arabowie. Od 1529 roku do czasów kolonizacji francuskiej w XIX wieku, miasto wchodziło w skład Imperium Ottomańskiego. Z burzliwej przeszłości nie zachowało się jednak wiele zabytków. Można tu zobaczyć ruiny akweduktu rzymskiego i trochę ładnej architektury francuskiej z przełomu XIX i XX wieku.
Konstantynę miałem okazję zobaczyć przy okazji wizyt u jednego z naszych handlowych partnerów, który miał swą siedzibę w pobliskiej miejscowości Le Khroub.
Annaba to starożytne rzymskie Hippo Regius (Hippona), ale jej historia sięga czasów Fenicjan. Później, w latach 396-430 jej biskupem był święty Augustyn. W czasach francuskich miasto nosiło nazwę Bône. W pobliżu Annaby znajdują się jedne z najładniejszych plaż w Algierii. W samym zaś mieście można zobaczyć zabytkowe meczety, takie jak Said Abu Marwan zbudowany w XI wieku. Zabytkami są także kazba i fragmenty murów miejskich. Poza miastem zwiedzić można ruiny rzymskiego miasta, gdzie w zachowały się ruiny forum, teatru i wielkich term z I wieku, oraz fragmenty bazyliki starochrześcijańskiej.
Niestety, nie było mi dane zobaczyć żadnego z tych cudów. W Annabie byliśmy tylko 1 dzień, który prawie w calości wypełniły rozmowy w miejscowym zakładzie metalurgicznym. Gdy wróciliśmy do hotelu był już wieczór. Poszliśmy wprawdzie na spacer nad morze, ale prawdę mówiąc, niewiele już pamiętam. Rano następnego dnia odlecieliśmy do Oranu.
Casablanca - nazwa magiczna, przywolująca przed oczy obrazy znane ze slynnego filmu Michaela Curtiza z Humphreyem Bogartem i Ingrid Bergman i wspaniałą muzyką Maxa Steinera. Problem w tym, że takiej Casablanki już nie ma. Przeminęło z wiatrem? Raczej z Francuzami, którzy wynieśli się stąd w 1956 roku, gdy Maroko odzyskało niepodległość. Gdy jeździłem do Casablanki praktycznie co rok w latach 80-tych, próżno było szukać legendarnej, znanej z filmu "Rick's Café Americain". Taki lokal też był hollywoodzką fikcją. W prawdziwej Casablance powstał on dopiero kilka lat temu. A jednak Casablanca, lub jak kto woli Dar-el-Beida, bo taka jest arabska nazwa miasta, to miejsce ze wszech miar godne polecenia turyście odwiedzającemu Maroko. Miasto jest największą aglomeracją w kraju. Liczy ponad 3 mln mieszkańców. Mimo to, ma urokliwe zakątki, takie jak tętniąca życiem, pełna warsztatów rzemieślniczych i małych sklepików medyna, eleganckie aleje zbudowane jeszcze przez Francuzów, takie jak choćby Avenue de l' Armee Royale, piękny ciągnący się wzdłuż piaszczystych plaż Boulevard Corniche, wielki meczet z XVIII wieku, czy nowy potężny meczet Hassana II, zbudowany w latach 90-tych XX wieku, który jest trzecim co do wielkości meczetem świata. Miasto ma również ładne skwery i parki, w których można odpocząć od ulicznego zgiełku i nacieszyć oczy zielenią drzew i barwami kwiatów (polecam zwłaszcza Park Ligi Arabskiej, w pobliżu nieczynnej już, niestety, dawnej katedry Sacré-Cœur) oraz masę przytulnych, kameralnych kafejek, jakby żywcem przeniesionych z dawnej metropolii.
Okolice dzisiejszej Casablanki zostały zasiedlone przez Berberów około VII wieku. W roku 744 utworzyli oni tu niewielkie królestwo Anfa, które w 1068 roku zostalo podbite przez Almorawidów. W XIV wieku Anfa stała się ważnym portem, dającym między innymi schronienie piratom, co doprowadziło do jej zniszczenia przez Portugalczyków w 1468 roku. W roku 1515 zbudowali oni na ruinach Anfy port, który nazwali "Casa Branca" (tzn. "bialy dom"). W XVI wieku Casablankę opanowali Hiszpanie, a po ich 60-letnim panowaniu miasto powróciło w 1640 roku pod władzę korony portugalskiej. Większość europejskich kolonistów opuściło Casablankę po katastrofalnym trzęsieniu ziemi, które nawiedziło miasto w 1755 roku. Po tym kataklizmie miasto zostało odbudowane przez sułtana Muhammada ben Abdallaha (1756-1790). Została wówczas mu nadana arabska nazwa ad-Dār al-Bayḍāʼ, będąca dosłownym tłumaczeniem nazwy portugalskiej. W XIX wieku nastąpił wzrost liczby ludności, gdyż przez tutejszy port przechodziły coraz większe dostawy wełny dla notującego boom angielskiego przemysłu tekstylnego. Jednakże, do przybycia Francuzów liczba ludności nie przekraczała 12.000. W 1907 roku - faktycznie, a w 1910 roku - formalnie, Casablanca dostała się pod panowanie francuskie. Pierwsze dwie dekady przyniosły znaczny wzrost ludności (do ponad 110.000). Osadnictwo i kolonizacja sprawiły, że do wybuchu II wojny światowej Europejczycy stanowili niemal połowę ludności Casablanki. W latach wojny Casablanca była ważnym portem strategicznym i miejscem lokalizacji dużej bazy amerykańskiego lotnictwa, operującego na europejskim teatrze działań. W styczniu 1943 roku Casablanca była miejscem ważnej konferencji Aliantów, w której uczestniczyli Winston Churchill, Franklin Delano Roosevelt oraz politycy francuscy generałowie Charles de Gaulle i Henri Giraud. Na tej właśnie konferencji przyjęto formułę "bezwarunkowej kapitulacji", ktorej sprzymierzone mocarstwa domagały się od państw "Osi". Po odzyskaniu przez Maroko niepodległości w 1956 roku Casablanca pozostała gospodarczą stolicą kraju, choć polityczną stolicą pozostał nieodległy Rabat.
Ciekawostką jest, że w Casablance zamieszkuje po dziś dzień wspólnota Żydow sefardyjskich, licząca kilka tysięcy osób, a w mieście działa kilka synagog. W Casablance działają również kościoły chrześcijańskie, a większość z ok. 20.000 marokańskich katolików mieszka właśnie w tym mieście.
Ostatni raz miałem okazję odwiedzić Casablankę przed dwoma laty. Wizyta była jednak bardzo krótka (kilka godzin), zdążyłem jedynie obejrzeć z zewnątrz monumentalny meczet Hassana II.
Stolicę Maroka odwiedziłem trzykrotnie, dwa razy w latach 80-tych i stosunkowo niedawno, bo w 2007 roku. Położone na zachodzie kraju nad Oceanem Atlantyckim przy ujściu rzeki Bu Rakrak miasto zostało założone w roku 1150 przez kalifa Abd al-Mumina ibn Alego (ok. 1094-1163) z dynastii Almohadów, w pobliżu wcześniejszej rzymskiej osady Sala Colonia. Kolejny z Almohadów, kalif Jakub al-Mansur (ok. 1160-1199) ustanowił Rabat swoją stolicą. Otoczył on miasto murami i rozpoczął budowę wielkiego meczetu. Jednakże po jego śmierci prace przerwano i dziś można oglądać jedynie ruiny tej budowli z minaretem zwanym wieżą Hassana. Po śmierci Jakuba al-Mansura Rabat stracił znaczenie na rzecz Fezu. Pod koniec hiszpańskiej rekonkwisty w rejonie Rabatu osiedlali się muzułmanie wypędzani przez chrześcijańskich władców z terenów Półwyspu Iberyjskiego. W XVII wieku, miasto wraz z pobliskim Sale stalo się siedzibą korsarzy, atakujących statki handlowe i stolicą stworzonej przez nich i istniejącej do 1818 roku republiki, która nie uznawała władzy rządzących Marokiem od 1666 roku Alawitów. W roku 1911 miasto dostało się pod okupację francuską. Od 1912 roku stało się stolicą Maroka, kolonii francuskiej, a po uzyskaniu niepodległości w 1956 roku Rabat pozostał stolicą niepodległego państwa. W 2012 roku zabytkowa część miasta została wpisana na listę światowego dziedzictwa UNESCO.
W czasie trzech wizyt w Rabacie miałem okazję obejrzeć wszystkie z opisanych wyżej miejsc, podziwiać nieźle zachowane stare mury miejskie z efektownymi bramami Bab Er Rouah i Bab Zair a także gościć w domu krewnych naszego agenta handlowego i skosztować wyśmienitego "tajine aux pruneaux" (duszona jagnięcina z przyprawami z dodatkiem śliwek), jednego z typowych dań kuchni marokańskiej oraz miętowej herbaty, która acz niezwykle aromatyczna, jak dla mnie jest zdecydowanie za słodka.
Do Marakeszu wybraliśmy się w czasie jednego z weekendów wraz z naszym partnerem handlowym. Była połowa listopada, nie dokuczały już upały i nie było już tłumów turystów. Bo Marakesz, to jedna z największych atrakcji turystycznych Maroka. Leży on u podnóża Atlasu Wysokiego, którego ośnieżone szczyty stanowią piękne tło dla zabytkowych budowli starego miasta.
Historia Marakeszu sięga XI stulecia, gdy na miejscu dzisiejszego miasta powstał niewielki ksar (ufortyfikowana osada), który sto lat poźniej otoczony został murami. Dotrwały one do naszych czasów w niemal niezmienionym stanie. Ich budulcem jest tzw. tabia - materiał złożony głównie z czerwonej gliny. Okres największej świetności Marakesz przeżył na przełomie na przełomie XII i XIII wieku za panowania Almohadów, dynastii pochodzenia berberyjskiego. Był wówczas stolicą wielkiego imperium, ciągnącego się od wybrzeży Oceanu Atlantyckiego aż po Trypolitanię. Już na początku XIII wieku imperium Almohadów rozpadło się i Marrakesz znalazł się w ogniu wojen domowych. Przejściowo odzyskał swoją rangę jako ośrodek administracyjny XIV-wiecznego państwa Marynidów, szybko jednak stracił swoją pozycję na rzecz Fezu. W XVI wieku miasto zostalo siedzibą dynastii Saadytów i stolicą imperium sięgającego od południowej Portugalii aż po Timbuktu. Po przejęciu władzy przez dynastię Alawitów - panującą do dziś w Maroku - stolicę przeniesiono do Meknesu, jednak Marrakesz pozostał ważnym ośrodkiem administracyjnym południowej części państwa. W czasach kolonialnych miasto znajdowało się pod zarządem paszy Tihamiego al-Glawi. Od czasu uzyskania niepodległości przez Maroko, do Marrakeszu napływa ludność z terenów wiejskich, zaś samo miasto jest obecnie jednym z ważniejszych ośrodków turystycznych Maroka. Współczesny Marakesz jest czwartym pod względem liczby ludności miastem kraju, liczącym około 1 mln mieszkańców. W 1985 roku medyna w Marrakeszu została wpisana na listę światowego dziedzictwa kultury UNESCO.
Zwiedzanie miasta rozpoczęliśmy, jak większość przybywających do Marakeszu, od magicznego placu Dżemaa el-Fna pełnego przekupniów oferujących wyroby rękodzielnicze, muzykantów, zaklinaczy węży, kuglarzy, berberyjskich opowiadaczy legend, roznosicieli i sprzedawców wody i oczywiscie - turystów. Potem zanurzyliśmy się w przypominającą labirynt plątaninę uliczek sąsiadującego z Dżemaa el-Fna gigantycznego bazaru, na którym kupić można prawie wszystko. Po obiedzie obejrzeliśmy słynny meczet Kutubija, powstały pod koniec XII wieku, z charakterystyczną 69-metrową czworoboczną wieżą. przyozdobioną czterema kulami z miedzi. Wieża ta posłużyła jako wzór dla budowniczych Giraldy w Sewilli. Przed wieczornym powrotem do Casablanki zdążyliśmy jeszcze pospacerować po pięknych ogrodach Menara, założonych jeszce za panowania Almohadów, z pięknym XVI-wiecznym pawilonem z zielonym dachem w kształcie piramidy i sztucznym jeziorkiem, otoczonym sadami i drzewkami oliwnymi. Na zwiedzenie największego, XII-wiecznego meczetu Alego ibn Jusufa nie starczyło już nam, niestety czasu.
Zaloguj się, aby skomentować tę podróż
Komentarze
-
Nigdy nie byłam w przedstawionych przez Ciebie miejscach, ale fajnie tak zobaczyć jak było tam te parę lat temu. Most na który zwróciłes moją uwagę rzeczywiście robi ogromne wrażenie.
Podobała mi się ta podróż :) -
Marku, wszystkie zdjęcia z Maroka pochodzą z lat 1979-1985, zaś z Algierii - z lat 1979-1994. Do połowy lat 80. z racji pracy zawodowej bywałem w tych krajach średnio dwa razy w roku, później byłem tylko dwukrotnie - w Algierii w 1994 roku i w Maroku - w 2007 roku (z tej podróży nie mam, niestety, zdjęć). Stąd też wszystkie zdjęcia są z epoki przedcyfrowej, a ich zdecydowana większość to skany z ORWO-wskich diapozytywów. Jeśli chodzi o Algierię, to też moim ulubiornym miastem był Oran, aczkolwiek bywałem tam zazwyczaj przejazdem w drodze do klienta pod Sidi-bel-Abbes. Ciekawym miejscem były też okolice Constantine, na wschodzie kraju. Twoich Hoggarów Ci zazdroszczę, bo zdaniem wielu to najciekawszy region Algierii. Pozdrawiam.
-
Oceniajac po zdjeciach, Algerie odwiedzales chyba w latach 70-tych? Bylem tam miesiac w 1980roku. Goscilo mnie wtedy dwoch studentow medycyny , ktorych rok wczesniej poznalem w Polsce. To byl zupelnie inny karj, niz jest obecnie. Duzo zabawy, emancypacja kobiet w stopniu niezwyklym, jak na kraj islamu...zreszta w najwiekszych miastach tak po prawdzie tego islamu zupelnie nie bylo widac. Ogromne wrazenie zrobil na mnie oran, a juz najwieksze pieknie iluminowany budynek poczty glownej ...dzisiaj powiedzialbym, ze byla to iluminacja niezmiernie kiczowata, ale wtedy w zderzeniu z siermiezna Polska i nieslychanie goracym latem byl to dla mnie istny cud. Najwieksze wrazenie zrobil na mnie A'Hoggar.Po pierwsze ze wzgledu na temperatury ( bylem tam w czasie wakacji), ktore przekraczaly mozliwosci wytrzymania, a po drugie ze wzgledu na nieprawdopodobny krajobraz.Niestety latem przejrzystosc powietrza jest tam raczej kiepska i przez caly czas w powietrzu unosi sie bura "mgielka" pylu bardzo zle wplywajaca na barwy pustyni.
Dzieki za podroz dla mnie sentymentalna! -
fajnie tak czasami odkurzyć stare zdjęcia
-
zdjęcia sprzed lat mają swój urok i niezwykłą wartość...
do tego świetny opis :)
piękna podróż Leszku.
Ja byłam w Maroku w 2008 roku. Najbardziej podobał mi się Fez i Warzazat na południu kraju. pozdrawiam:) -
smoku - słuchaj żony!:-)
-
Chcialoby sie rzec: pozolkle fotografie, ale zywe i jaskrawe wspomnienia :-) Duzo faktow historycznych stanowi ciekawe urozmaicenie :-) Moja zona od jakiegos czasu namawia mnie na Maroko...
-
dzięki za wgląd w historię tych miejsc i za pokazanie ich oblicza sprzed 20-10 lat. Może pojedziesz tam jeszcze raz i zestawisz historię z współczesnością? Widziałam rok temu 4 ostatnie miejsca opisane przez Ciebie - zdecydowanie wygrywa Marrakesz :) W Casablance za to jedyny raz w czasie tej podróży naprawdę się bałam - gdy zapadł zmrok i na ulice wylegli podejrzani handlarze, tu i ówdzie jakaś bójka, bardzo nieprzyjemne zaczepki...
-
aha... z miast, które opisujesz, poznałem tylko marrakesz. dziś wygląda tak: http://kolumber.pl/g/695-W%20stron%C4%99%20Marrakeszu
-
ech... określenie "inna bajka" w świetle twoich relacji leszku, nabiera nowego znaczenia...
zdjęcia choć, no chyba się nie pogniewasz, mizernej jakości, mają w sobie coś niezwykłego. pokazują świat, którego nie ma.
...i te okruchy wspomnień, których jednak skąpisz!!!:-)
dla mnie, to jak oglądanie starych albumów z dziadkiem (pardon!:-) i słuchanie jego historii, które wydają się zupełnie niewiarygodne, a jednak są prawdziwe...
Ciekawa podroz Leszku!
Pozdrawiam-)